wtorek, 12 stycznia 2010

Sabotaż

W życiu raz zdarzyło mi się pracować, gdy wszyscy wiedzieli, że odejdę za kilka tygodni. W te kilka tygodni miałem obowiązek, by przeszkolić mojego następcę najlepiej jak się da. Miał poznać ode mnie system działania firmy i wszelki zakres kompetencji. Szefowa pilnie doglądała, żebym w ostatnich tygodniach pracował tak samo intensywnie jak zwykle. Po kilku tygodniach moje odejście nie zrobiło żadnej różnicy w pracy firmy. Wszyscy byli zadowoleni.

W Śląsku Wrocław standardy są inne. Janusz Gancarczyk za pół roku zostanie graczem Polonii Warszawa i do tego czasu "będzie mógł co najwyżej pobiegać wokół stadionu". Śląsk nie ma jeszcze żadnej alternatywy, ale odsuwa od składu gościa, który był na ostatnim zgrupowaniu reprezentacji. Tylko po to, by zrobić na złość jemu i Polonii Warszawa. Dziecinada, błazenada i ćwierćinteligencja. Śląsk jest tylko przykładem. Polonia Bytom z cynizmem godnym Jagiellonii informuje, że Rafał Grzyb będzie grał dopóki Polonia nie zapewni sobie utrzymania. Potem Grzyb pójdzie w odstawkę.

Polonię jestem w stanie zrozumieć częściowo, Śląska wcale. Jaki interes ma klub w tym, żeby opłacać bezrobotnego? Żaden. Ktoś zapyta jaki interes ma w tym, by ogrywać zawodnika innemu klubowi? Żaden. Ma jednak interes w tym, żeby co tydzień do boju posłać najlepszych zawodników. Jeśli sadza się zawodnika z ważnym kontraktem na trybunach, a powinien być on na boisku, to mówimy o sabotażu. Ryszard Tarasiewicz jest w Śląsku sabotażystą.
Nie twierdzę, że Gancarczyk i Grzyb powinni grać z automatu. Gdyby się okazało, że odstawiają nogę, bo boją się kontuzji, że nie chcą się przemęczać, to wtedy ława. Nie wystawiłbym też ich w meczach odpowiednio z Polonią i Jagiellonią, bo tu mamy konflikt interesów. Ciekawe czy gdyby Tarasiewicz zastał w klubie graczy na wypożyczeniu, to kazałby im biegać wokół stadionu, bo za kilka miesięcy ich w klubie nie będzie. Gancarczyk to chłopak z Oławy, który w Śląsku gra trzeci sezon. Gdyby Tarasiewicz mu powiedział szczerze: Janusz, odchodzisz, więc będę częściej szukał alternatywy na tę pozycję, to bym zrozumiał, ale odsunięcie piłkarza od treningów, rzucanie do Młodej Ekstraklasy, czy zamykanie mu drzwi przed nosem jest, za przeproszeniem, skurwysyństwem.

Myślicie, że ewentualny następca Gancarczyka skorzysta na braku konkurencji? Że Śląsk będzie miał lepsze treningi bez swojego podstawowego do tej pory gracza? Trenerzy mówią, że muszą myśleć perspektywicznie. Odwróćmy sytuację. Jak często zdarza się, że zawodnik, któremu klub nie przedłuży w czerwcu umowy, dostał zgodę na odejście już zimą do innego klubu w celu perspektywicznym? Bo on za pół roku i tak tam przejdzie, więc chce się zgrać, poznać drużynę i poczuć atmosferę. Wtedy kluby od razu mówią o kontraktach. "Piłkarz podpisując umowę wie na co się godzi". Najwidoczniej kluby nie wiedzą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz